Pokolenie Z

Nauczeni szybciej korzystać ze smartphona niż samodzielnie spożywać posiłek. Żyjący jednocześnie w świecie realnym i wirtualnym, bo dla nich to ta sama rzeczywistość. Meldując się w kinie na Facebook’u, wysyłając Snapy do znajomych z drogi autobusem i wrzucając kolejną fotkę jedzenia na Instagramie, nazywani są generacją multitasking. Nie wyobrażają sobie życia bez stałego łącza internetowego, bo było dla nich dostępne od zawsze. Wychowani w otoczeniu elektroniki, na bajkach oraz wszystkiego co zaczyna się na „i”- zaczynając od Internetu, kończąc na iPhone, iPad, iTunes, iTouch i innych.

„Pokolenie Z” to osoby urodzone w dobie rozkwitu i pierwszej szerokiej dostępności do mediów. Przychodząc na świat po roku 1990, codziennością stało się dla nich życie wśród otaczających nas nowych technologii. Szybciej odblokują iPada niż otworzą zamek w drzwiach, wstukają słowo na szklanym ekranie niż napiszą coś na kartce papieru, mają setki znajomych na Facebooku i nie wiedzą co to granice. Internet nie ma granic, nie można go ograniczyć, powiedzieć „tu się kończy i dalej nic nie ma”. Mają świadomość, że w sieci istnieją zagrożenia, ale nie boją się wirtualnego świata. Żyją w nim od zawsze. Dostając od pierwszych lat własny telefon, tableta, z którym zasypiają i budzą się. Częściowo tylko dlatego, żeby rodzice mieli chwilę spokoju, w dużej mierze by nie być wykluczonym z grupy rówieśników. W nowoczesnych szkołach dostają iPada, na których pracują w trakcie lekcji. Wyszukują informacji w Wikipedii, nie w słownikach papierowych. Nie widzą sensu uczenia się odczytywania godziny na zegarku ze wskazówkami, bo ta wiedza im się już za kilka lat w ogóle nie przyda.

Rodziców „pokolenia Z” dopada syndrom elektronicznych ekranów , którzy z obawy przed zarzutami, że ograniczają dziecku dostęp do nowoczesnych urządzeń, rezygnują z ograniczania czasu obcowania z tabletem czy smartphonem. Sobie również. Dzieci i nastolatkowie również dostrzegają uzależnienie od urządzeń mobilnych wśród swoich rodziców. Ciężko im wygrać, gdy konkurują z portalami społecznościowymi. Matka cały dzień spędza na śledzeniu życia innych na Facebook’u, a zmęczony pracą ojciec ogląda filmiki na Youtube po powrocie do domu. Wychodząc z mieszkania muszą pamiętać o trzech rzeczach: kluczach, dokumentach i telefonie. W restauracji, czekając na posiłek dorośli oczy mają wlepione w telefon. Dzieci próbujące zwrócić na siebie uwagę, odwracają małymi rączkami głowę mamy w swoim kierunku, lecz przegrywają ze szklanym ekranem. Krzyczą, rzucają zabawkami, na co ojciec odwraca nareszcie wzrok, burknie „cicho” i wraca do świata online. W nim, nikt od niego niczego nie wymaga. Może grzecznie być zaproszony do kolejnej gry, rozerwać się, porozmawiać ze znajomym bez wychodzenia z domu i mieć przy tym czas dla siebie. Teoretycznie, bo życie online w sieci, oznacza bycie offline w realnym życiu.

Pamiętam wychodzenie na osiedlowe podwórko z kluczami na szyi. Dzwonienie domofonami i pytanie „A Karolina wyjdzie na dwór?”, krzyczenie mamy z okna, że kolacja gotowa. Pewnie i na plaży zdarzało mi się biegać nago, gdy miałam kilka lat. I jakoś nikt nie był oburzony i nie zarzucał mojej mamie, że ściąga w okolice pedofilów. Gdy coś działo się w szkole miałam kartę z impulsami do budki telefonicznej, a nauczyciel dzwonił do prawnych opiekunów, gdy faktycznie zdarzyło się coś poważnego. Nie, nie dlatego że dostałam 6 z w-f’u albo powiedzieć, że Ania mnie przezywa. Na koloniach po kilku dniach rozłąki tęskniłam za domem, smutna przytulałam się do wychowawców. Nie wiedziałam co to pedofilia i nigdy osobiście mnie to nie dotknęło. To nie jest tak, że w XXI wieku gwałtownie wzrosło zjawisko pedofilii i homoseksualizmu. To było od zawsze, tylko wcześniej nikt o tym głośno nie mówił. Wiem, że krowa wcale nie jest fioletowa, bo od lat jeździłam na wieś(nawet w 2015 roku ciężko tam o zasięg).

Znam smak ciepłego jeszcze mleka, kleju do znaczków pocztowych, obdartych kolan, biegania po podwórku, wracania po kilku godzinach z osiedla bez ciągłej opieki rodziców, rozwiązywania konfliktów z rówieśnikami twarzą w twarz zamiast hejtu w sieci, możliwość spotkania się bez oświadczania tego na Facebook’u i wcześniejszego umawiania się za pośrednictwem telefonu. Zamiast e-mail’i piszę czasami listy, wysyłam pocztówki, walczę z włączaniem telewizora podczas posiłku i pamiętam, że „<3” różni się od „kocham Cię”. Cieszę się, że mam masę pięknych wspomnień w głowie, nie w telefonie. Z dzieciństwa pamiętam rozmowy z dziadkami, którzy mówili, że kiedyś rarytasem był chleb z cukrem, nie rozumiałam tego. Moje dzieci z pewnością nie pojmą, że kiedyś nie było Internetu, telewizora, a nawet samochodu. Szczególnie, że jak moi dziadkowie mogli cieszyć się z mandarynek raz do roku czy że kiedyś czekało się godzinami na połączenie telefoniczne, a na granicach stali celnicy.

Najważniejszy jest umiar. Nie uciekniemy przed światem mediów, ale też nie toczmy tam życia. Wyloguj się do życia.

Twórz wspomnienia w głowie, nie na tablicy na Facebooku. 

Więcej o „Pokoleniu Z” dowiesz się TUTAJ.

K.

photo: pokoleniez.pl

9 uwag do wpisu “Pokolenie Z

  1. Kiedyś na studiach napisałam artykuł o pokoleniu Z – tak mi się teraz przypomniało 🙂 Bardzo fajnie piszesz, każda notka jest tak wciągająca, że aż ciężko się oderwać 🙂 Świetne przenośnie, porównania. Super!

    P.S. Pod jedną notką przeczytałam, że nie podpisujesz zdjęć, ponieważ robisz je sama – jestem pod wielkim wrażeniem. Pozdrawiam

    Polubienie

  2. Super tekst! Szczególnie spodobało mi się zdanie : „życie online w sieci, oznacza bycie offline w realnym życiu”. To takie prawdziwe! I jednocześnie smutne. Jestem niestety z tego pokolenia i zauważam, że jest coraz gorzej… Możemy już właściwie mówić o pokoleniu po 2000r., te jest niestety już totalnie przesiąknięte technologią. Przykre.

    Polubione przez 1 osoba

  3. „Moje dzieci z pewnością nie pojmą, że kiedyś nie było Internetu, telewizora, a nawet samochodu.”

    Jeśli umiejętnie im to naświetlisz to pojmą… Kwestia chęci i celu. Skoro dzieci po wartościowej lekturze potrafią się zmienić to co dopiero po wartościowej rozmowie z rodzicem! 🙂

    Polubienie

    1. Tak, jednakże miałam na myśli co innego. Kiedyś doskonale radziliśmy sobie bez elektroniki, internetu, mediów. Żyliśmy offline, mieliśmy prawdziwych przyjaciół, życzenia składaliśmy osobiście, a nie na „ścianie” i potrafiliśmy spontanicznie spotkać się na ławce pod blokiem. Wolałabym nie musieć tłumaczyć swoim dzieciom, że kiedyś tak można było żyć. Chciałabym, aby oni też to przeżyli, ale coraz mniej wydaje mi się to realne…

      Polubienie

      1. Chcieć to móc… Jednak pamiętaj że to właśnie Ty możesz (i powinnaś) pokazać im ten inny świat i robić to jak najlepiej próbując je zarazić. I choć to one podejmą ostatecznie decyzję to Ty przynajmniej będziesz miała czyste sumienie że zrobiłaś wszystko co w Twojej mocy by zadbać o ich edukację. I nie widzę nic złego w zmuszaniu się do tłumaczenia dzieciom że można inaczej – oby tylko chciały słuchać 🙂 Pozdrawiam

        Polubione przez 1 osoba

  4. Ja jeszcze prócz kart telefonicznych, które obowiązkowo się zbierało, pamiętam żetony do automatów – A lokalne, C – , zamiejscowe. A telewizor, a po co to komu było, skoro na podwórku toczyło się „prawdziwe zycie”, a facebookiem była osiedlowa ławka. Do 13 rządzili na niej emeryci, od 13 młodzież wczesnoszkolna, a od 21 starsza młodzież. To były piękne czasy, które uczyły kontaktów międzyludzkich. No wspominać można wiele…

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Szkoda, że obecnie przenieśliśmy w dużej mierze swoje życie do sieci. Mamy znajomych na Facebooku, to tam składamy sobie życzenia urodzinowe, rozmawiamy i wiemy „co u kogo”. Brakuje mi tej ławki, takiej prawdziwej, a nie ściany w internecie…

      Polubienie

Dodaj komentarz